Powitanie

Witaj w miejscu, które zabierze Cię w podróż w czasie i przestrzeni. W miejscu, w którym historia nie jest tylko duchem, ale prawdziwym skarbem – trudnym do zdobycia, jednak dostępnym dla każdego.  To miejsce pełne magii i tajemnic, czekających, aż je odkryjesz.

Dasz się porwać nowej przygodzie? Masz w sobie chęć poznania świata? Trafiłeś idealnie! Wystarczy usiąść wygodnie i wczytać się w moje historie. Gotowy? A więc zapraszam!

 

Chcę opowiedzieć  Tobie o swoich pasjach, którymi są antyki, przedmioty w wieku „mocno dorosłym”, ślady historii i wszelkie związane z nimi wyprawy – duże i małe, bliskie i dalekie. Zabiorę Cię ze sobą w każdą podróż, którą odbędę. Zostań moim towarzyszem, a poznasz całkowicie nowy świat – pełen przedmiotów, które zyskują drugie życie, niezwykłych opowieści i magii historii.

 

 

Dziennik z podróży. Wpis pierwszy

Tradycji musiało stać się zadość i kolejny raz na koniec sierpnia postanowiłem wybrać się na Węgry, by tam zamknąć sezon wakacyjny. Pięciodniowy wyjazd w rejon Balatonu stanowił idealną okazję do upolowania na okolicznych pchlich targach kolejnych skarbów, które wzbogacą moją kolekcję. Większość ludzi przyjeżdża nad Balaton by zażywać kąpieli, spędzić rodzinne wakacje – w końcu to idealne miejsce na wypoczynek z dzieckiem, nie tylko ze względu na fakt, że jezioro jest dość płytkie (od 2 do 4,5m głębokości), ale także dzięki bardzo dobrze rozwiniętej infrastrukturze. Natomiast ja w okolicach Balatonu szukam skarbów… Choć nigdy nie odmawiam swojej obecności pięknym plażom w Keszthely.

 

We wczesne czwartkowe popołudnie zameldowałem się w hotelu w miejscowości Heviz, oddalonej o około 15 minut jazdy od Balatonu. Co ciekawe, w samym Heviz znajduje się największe naturalne jezioro termalne w Europie – 4,4 ha wody o temperaturze 24℃ zimą i 36℃ latem! Od razu robi się człowiekowi cieplej na duszy (i nie tylko).

Jak nietrudno się domyśleć, sporą liczbę turystów stanowili niemieccy emeryci – w końcu jest w nich coś takiego, że łatwo się ich rozpoznaje.

Kolejnym elementem mojej tradycji w tym miejscu był obiad w jednej z licznych restauracji znajdujących w najbliższej okolicy.

Dopiero, kiedy zadbałem należycie o swoje ciało, wyruszyłem na poszukiwanie czegoś, co ucieszy moją duszę. – czując się jak małe dziecko czekające na niespodziankę, ruszyłem w dół miasteczka. Tego dnia odbywała się tam giełda staroci – około dwudziestu handlarzy, jak zawsze trzy razy w tygodniu, rozłożyło się ze swoimi propozycjami dla mieszkańców i turystów. Niestety ceny były równie wysokie, jak temperatura wody w tutejszym jeziorze uzdrowiskowym. Moją uwagę przykuło co prawda kilka militariów, jednak nie udało mi się znaleźć ze sprzedawcą wspólnego języka w zakresie ich wartości. Do hotelu wracałem jednak pełen nadziei – pamiętałem przecież zeszłoroczną wyprawę w to miejsce, gdzie ówczesną zdobycz okupiłem niezwykle długimi negocjacjami co do ceny. Pozostało mi poczekać do soboty, na kolejny targ.

 

Następnego ranka wybrałem się do Miszkolcai. Moim celem nie było jednak tak popularne wśród turystów pływanie łódką w tamtejszej jaskini, a kolejny targ – szeroko pojęty targ rzeczy używanych, zlokalizowany przy ulicy Nyarfa. Fakt, że oprócz szeroko pojętych „staroci” można tam znaleźć ogromne ilości ubrań, sprawia, że miejsce to potrafi przypominać niemieckie pchle targi. To „giełda” mała, klimatyczna, całość można obejść spokojnie w 15 minut. Niestety, tym razem nie sprzyjała mi pogoda – deszcz zniechęcił wystawców, wiec ponownie wróciłem do hotelu z pustymi rękami.

 

Ale okolice Balatonu oferują mnóstwo różnych atrakcji. Jedną z nich jest Muzeum Lalek w  Keszthely. Tak naprawdę jest to Muzeum Historii Stroju Regionalnego, zlokalizowane w starym spichlerzu. Zwiedzającym prezentuje ono około 500 lalek ubranych w tradycyjne stroje ze wszystkich regionów Węgier. Oczywiście nie mogło mnie tam zabraknąć! Uwielbiam przyglądać się tym miniaturom tradycyjnych strojów, wykonanych z taką dokładnością i po raz kolejny na nowo czytać ich historię.

 

Kolejnym miejscem, które obowiązkowo odwiedzam znajdując się nad Balatonem, jest pałac rodu Festetics w Keszthely. Istny węgierski Luwr! A ogród i palmiarnia przypadną do gustu każdemu, bez wyjątku! Niech to jednak zostanie opowiedziane w innym wpisie…

 

Kiedy nadszedł czas powrotu, trasa do domu obowiązkowo prowadziła przez Budapeszt – przecież musiałem ponownie odwiedzić Wielki Ecséri Flea Market i znów poczuć atmosferę tego miejsca. Stęskniłem się nawet za wszechobecnymi Romami i ich nieco nachalnymi próbami sprzedaży swoich produktów.

Tym razem sprzedawców było dużo mniej, jednak udało mi się znaleźć nieco skarbów – zostałem szczęśliwym posiadaczem holenderskiej hollohazy oraz pięknej, XIX-wiecznej figury Chrystusa w polichromii. Jak na wyjazd „wypoczynkowy”, kończący wakacje, zdobyte przedmioty okazały się być jego naprawdę miłym zakończeniem.

 

 

 

Kolejny wpis już wkrótce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *